RED OFIARA LUDZKIEJ GŁUPOTY.
Opublikowano: 2020-12-16

RED OFIARA LUDZKIEJ GŁUPOTY.

Red ofiara ludzkiej głupoty, kretynizmu i dalej, gdybym chciała jeszcze to określić, to musiałabym użyć niecenzuralnych słów, a ponieważ mam swoją kulturę osobistą, nie zrobię tego… Psiak trafił do schroniska z interwencji, ponieważ zagryzł innego pieska. Nie znam żadnych szczegółów, nie wiem co się stało, jak to wszystko się odbyło… Właściciel nie znany, a przecież Szczecinek to nie metropolia… Bardzo współczuję właścicielce zagryzionego pieska. Wyobrażam sobie, co musiała czuć. Współczuję i żal mi też strasznie tego psa… Najbardziej mam żal, że w jego życiu trafił mu się taki „właściciel”, który tak zniszczył psychikę temu psu. Siedzi gdzieś sobie pewnie w domku, a pies w schronisku zestresowany, trzęsący się… Nie wie, gdzie jest i co się z nim dzieje… Nie wiadomo też, co dalej… Czy uda się mu pomóc??? Czy uda się mu pokazać, że życie nie polega na szczuciu i zagryzaniu??? Ciężki temat… Bullowaty jak już to zrobi, to będzie chciał to robić… Tak niestety skonstruowany jest jego mózg…

REDZIO CHCIAŁ ŻYĆ… CHCIAŁ KOCHAĆ… CHCIAŁ MADREGO PRZEWODNIKA…

REDEK WIOSENNIE… NASZE CODZIENNE SCHRONISKOWE SPACERY.

ZAPOZNANIE REDKA Z NOWYMI OSOBAMI.

Redka cały czas poznaję. Nie wiem, jaki był, co robił, jak był traktowany… Nie wiem o nim praktycznie nic, poza przykrym incydentem dotyczącym zagryzienia psa, więc robimy wszystko od początku… Dla przypomnienia jest to praca z psiakiem ze schroniska, więc zawsze jest to duże utrudnienie, ponieważ schronisko, nie wiadomo jakie by było, jest dla psa tam siedzącego ogromnym stresem. Pies znajduje się w dziwnym otoczeniu, naokoło szczekają inne psy, przechodzą ludzie oglądający psiaki. Do tego pies ma zbyt mało stymulacji. Rzadko ludzie zdają sobie sprawę, jak te psy muszą sobie radzić z otoczeniem schroniska, ile stresu je to wszystko kosztuje… Dlatego, po wielu moich obserwacjach uważam, że nigdy nie powinno oceniać się psa zamkniętego w boksie. Można jakieś pierwsze wnioski wysunąć, ale nie powinno to rzutować na ocenę psiaka. Przekonałam się już tyle razy, że najlepiej zabrać psa ze schroniskowego zgiełku i dać mu czas na uspokojenie się. Jak wiadomo, Redek zagryzł pinczera. Z tego co mi się udało dowiedzieć, jeden i drugi pies latały luzem… Gdzie właściciele???? Jeżeli ktoś jest tak nieodpowiedzialny, to czy to będzie pitbull, czy jakikolwiek inny pies o tragedię nie trudno… I nie można tutaj obwiniać psa, tylko należy zastanowić się nad nieumyślnością właścicieli… Z Redziem już trochę sami poprzebywaliśmy. Zaobserwowałam, że Red ma dość fajne nastawienie do ludzi i dość szybko akceptuje ich obecność na spacerze… W boksie czuje się niekomfortowo i często powarkuje, jak ktoś przechodzi, więc najlepiej dać mu spokój… Dzisiaj pomagał mi też w resocjalizacji Reda mój syn Patryk . Proszony jest o pomoc, kiedy widzę, że może być… Patryk z moim mężem dostali zadanie, aby spokojnie podejść do boksu i chwilę kucnąć przy Redzie, spokojnie, bokiem, bez cudowania… Red bardzo ładnie zareagował na Patryka, ale znał już mojego męża i chłopacy się śmiali, że słyszał już mnie z oddali. Gdyby Red się zdenerwował, mieli natychmiast odejść. Ale on zaczął do nich „ gadać”. Zabraliśmy Redzia i pojechaliśmy na pole, aby poprzebywał z większą liczbą osób i sobie polatał. Red złapał super kontakt z Patrykiem. Stopniowo wprowadzaliśmy różne zajęcia. Najpierw spacer, potem chłopacy razem biegali, w międzyczasie kopanie Reda w ziemi, co zresztą uwielbia. Redek bardzo ładnie radził sobie z tymi wszystkimi sytuacjami. Wszystko zresztą było bardzo przemyślane i wprowadzone tak, aby się psiak nie nakręcił… Pod koniec spokojny, wyciszający spacerek i pojechaliśmy Redzia odwieść do schroniska. Szkoda, że nie do swojego domku… Redziu był tak zmęczony, że zasypiał na siedząco w samochodzie. Tak bym chciała, aby ten psiak znalazł swojego odpowiedzialnego człowieka… Jest tego warty i aż żal, że siedzi w schronisku…

TRAFIŁ SWÓJ NA SWEGO… ZAPOZNANIE REDKA Z BUSZKĄ.

Męczyło mnie, aby zobaczyć, jak Redek zareaguje na psiaka… Jak zawsze najpierw padło na Buszę. Buszeczka, jak była mniejsza, to nachodziła się z Buszmenem… Redziu najpierw miał asekuracyjnie założony kaganiec, ale po obserwacji ich zachowania, doszłam do wniosku, że można mu go ściągnąć. Cały czas dyskretna obserwacja i kontrola.

REDZIO ZABRANY ZE SCHRONISKA… JUŻ BEZPIECZNY U MNIE.

REDEK – PIERWSZY SPACER W PARKU.

Redzio zaczyna nowe życie… pierwszym krokiem i najważniejszym było przebadanie Redzia i sprawdzenie jego stanu zdrowia.

RESOCJALIZACJA REDKA.

Kolorowe zdjęcia to tylko chwila, która nie pokazuje, jaka codzienna praca musi być wykonana, aby wszyscy mogli być ze sobą… Resocjalizacja Redka… Krótkie przypomnienie historii Redka… Red trafił ok. trzy miesiące temu z interwencji do schroniska, ponieważ zagryzł psa. Żadnych sprawdzonych, konkretnych informacji… Same domniemania i przypuszczenia… Na naszym pierwszym spacerze Red zachowywał się jak szalony. Ciągnął straszliwie do przodu i wszędzie coś wypatrywał, gotowy do walki… Bardzo mnie to zmartwiło, chociaż spodziewałam się tego. Szukał tego, co sprawi mu przyjemność… Tak stworzyła go natura, czyli robienie tego, co najbardziej go cieszy – walka. 

Jest to wzorzec odziedziczony po przodkach, prawdziwych wojownikach sprzed paru stuleci. Takie zachowanie cechuje pit bulle, które są odporne na ból i odczuwają radość z samego faktu przejawienia agresji. Po pierwszym spacerze, był drugi i tak następny i następny… Początki były bardzo ciężkie i zastanawiałam się, czy dam radę pomóc Redowi. Bardzo ciężko jest wyuczyć psa rasy bull zaniechania walk i przekierować go na coś innego. Przychodziłam do Redka codziennie. Już same regularne zabieranie go z boksu na spacery, spowodowało pewien rytuał i psiak cierpliwie czekał. Zabierałam go na spacery, podczas których dużo pracowaliśmy. Przekierowywałam Redka na inne rzeczy, uczyłam jak ma czerpać radość ze spaceru, aby mógł eksplorować teren, ponieważ na początku tego nie umiał. Niepożądane zachowania, jakie wykazywał, starałam się wygasić. Z dnia na dzień było coraz lepiej. W między czasie do pomocy wzięłam swoją rodzinę, aby psiak miał kontakt z jak największą ilością osób. Życie szykuje nam różne niespodzianki… Po wielu przejściach odeszłam ze schroniska… Z ciężkim sercem zostawiłam swoich podopiecznych, którzy nie byli niczemu winni, ale jak to w życiu bywa, ucierpieli standardowo z winy ludzi… Wiedziałam też, że Red zaczął się wycofywać. Z dnia na dzień podjęliśmy szybką decyzję, aby zaadoptować Redka… Było to bardzo ryzykowne, ale wiedziałam, że zostając w schronisku, nie będzie on miał żadnych szans na adopcję… Red zamieszkał z moimi czterema suczkami. Nie miałam szans na żadne przemyślane spotkania z wielu różnych przyczyn, o których nie chcę wspominać z wielu względów… Musiałam postawić wszystko na jedną kartę. Jak na razie i oby tak zostało jakoś nam wszystkim się udaje, ale każdy dzień jest przeze mnie przemyślany i analizowany. Wszystkie punkty zapalne, jakie mogą wystąpić, staram się eliminować. Muszę bacznie wszystko obserwować. Zawsze pamiętam, że bull jeżeli zaatakuje, to szybko, bez ostrzeżenia, całą swoją siłą. Karmienie zawsze osobno. Red tylko z ręki parę razy dziennie i w różnych miejscach. Dzięki takiemu karmieniu, parę razy dziennie minimalizujemy wahania poziomu cukru we krwi. Jest to bardzo istotne, ponieważ niski poziom cukru we krwi może wskazywać przyczynę pojawienia się zachowań agresywnych. Karmienie z ręki ma wiele zalet. Pies nawiązuje z nami lepszy kontakt i nie rzuca się przy misce, co się często zdarza. To tylko jedne z wielu rzeczy, które należy przestrzegać i skrupulatnie wykonywać. Red dzień w dzień uczy się wielu rzeczy. Robimy wszystko, aby być razem.

PRACA Z REDZIEM.

Już miesiąc, jak Redek mieszka z nami . Redek miał przez pierwsze tygodnie spokój w domu i czas na zadomowienie się. Bardzo szybko zaaklimatyzował się w nowym otoczeniu . Teraz, gdy stres związany ze zmianą miejsca pobytu, zacznie opadać, Redek może pokazać, co jeszcze w nim siedzi, a czego nie pokazywał w schronisku. Dlatego bacznie obserwuję, czy nie występują jakieś nowe zachowania i problematyczne reakcje. Ze wszystkim w domu postępujemy bardzo ostrożnie, ale staramy się zachować pewną rutynę, która jest istotna dla psów. Z Redkiem czeka nas dużo pracy, ponieważ musimy sobie poradzić z agresją pies- pies, co jest bardzo trudne, jeżeli chodzi o rasy hodowane do walk. Obserwując zachowanie Redka, zauważyłam, że „umiejętnie” był szczuty na wszystko, co się rusza. Poprzedni „właściciele” musieli stwarzać i utrzymywać takie czynniki środowiskowe, które zachęcały do agresji. Moim zadaniem będzie teraz modyfikowanie tego zachowania, czyli kontrolowanie czynników poprzedzających dane zachowanie. Muszę wyeliminować kłopotliwe zachowanie i zastąpić je takim, jakie akceptuję. Wszystko to spokojnie, bez pośpiechu i bez żadnych stymulacji awersyjnych…

NIE WSZYSTKO, CO WZBUDZA STRACH MUSI OKAZAĆ SIE TAKIE STRASZNE…

KARMIENIE REDZIA.

Czas posiłku dla psów jest często punktem kulminacyjnym- źródłem nagradzających emocji, satysfakcji i sprawia psu dużo radości . Jeżeli nasz psiak otrzymuje zbilansowany posiłek tylko raz dziennie, to często będzie znudzony… Dlatego warto podawać posiłek parę razy dziennie, ale w mniejszych ilościach. Najodpowiedniejsza dla mnie w tym wypadku jest dobrze zbilansowana sucha karma, ponieważ doskonale możemy rozdzielić jej dzienną porcję na kilka mniejszych. Mam tu oczywiście na myśli karmy dobrej jakości. Zalety dobrych suchych karm, to to, że są dobrze zbilansowane proporcje składników, białka, tłuszczy, węglowodanów, dodatków mineralnych i witamin. Prawidłowe odżywianie jest bardzo ważne. Oznacza ono spożywanie wszystkich składników odżywczych i jest ono niezbędne do prawidłowego rozwoju i funkcjonowania organizmu. Bardzo ważne jest ,aby ilość pokarmu była dostosowana do potrzeb energetycznych psa. Potrzeby żywieniowe i ruchowe każdego psa są różne. Dlatego tak ważne jest odpowiednie dobranie karmy. Pamiętajmy, ze pomiędzy suchymi karmami występują duże różnice. Różnorodność karm, pozwala na znalezienie tej odpowiedniej, najlepiej przyswajalnej przez naszego psa. Czytajmy i analizujmy tabele odnośnie żywienia psa, które są przedstawione na opakowaniach. Nie sypmy karmy na oko. Suche karmy możemy z powodzeniem wykorzystać w interaktywnym karmieniu. Karma podawana np. w kongu bardzo uatrakcyjni psiakowi jedzenie i przy okazji trochę go zmęczy . Podawanie psiakowi karmy w ten sposób pozwala też na zredukowanie wielu niepożądanych zachowań. Często pies, ma skłonności do bronienia miski. Problem ten bardzo często występuje u psów adoptowanych ze schronisk. Bardzo pomocne jest w tym wypadku schowanie miski i karmienie psa z ręki. Bardzo skutkuje. Ja tak obecnie karmię mojego adoptowanego Redzia i jest super.

IDZIEMY KROK DALEJ.

Ktoś, kto nie jest w temacie i zobaczy zdjęcia ganiających psów, uśmiechnie się i poogląda, lub przejdzie do tego obojętnie, myśląc, co to takiego… Ot zabawa… Ala dla mnie to bardzo dużo. Następny krok do przodu. W wypadku Redka to bardzo wiele… Będę bardzo nieskromna, ale jestem z tego wszystkiego bardzo zadowolona i dumna, że wszystko, jak do tej pory nam wychodzi… Kosztuje to mnie i moją rodzinę wiele ciężkiej pracy, ale co się nie robi, jeżeli chodzi o życie psa… Bo dla Redka, który został przez wielu skreślony, to szansa, aby żyć i to żyć godnie… Jak już wcześniej pisałam i często będę się powtarzać, praca z psem po przejściach to nie bajka… Wszystko musi być bardzo przemyślane… Pies musi być uważnie obserwowany, co lubi, co toleruje, czego nie… Tak więc z Redziem, po codziennych obserwacjach, na ile możemy, posuwamy się do przodu… Wszyscy wiemy, że zabawa miedzy psem, a człowiekiem jest przyjemna i zaspokaja potrzebę ruchu, pod warunkiem, że prowadzi się ją w sposób bezpieczny. Tak samo, wspólne zabawy psów są świetnym ćwiczeniem, pod warunkiem jednak, że nie stwarzają one między sobą zagrożenia. Przy takiej ilości zwierząt, a tym bardziej po takich przejściach, zabawy w domu przestały być na jakiś czas inicjowane. Postanowiłam zobaczyć, jak sobie Red poradzi ze swoimi emocjami, będąc ze wszystkimi pozostałymi moimi suczkami na dworze… Podwórko, oczywiście ogrodzone… Standardowo, wszystko pod kontrolą. Co ważne, Red pierwszy raz na podwórku, bez smyczki. Kaganiec w celach bezpieczeństwa założony. Jak zwykle, nieoceniony okazał się mój syn, który miał kopać sobie piłkę i zachęcić do zabawy Redzia. Redek na widok piłki bardzo się ożywił i zaczął z Patrykiem ganiać. Patryk miał kopać piłkę, ale tez w pewnym momencie przerywać zabawę. Chcieliśmy wszystko sprawdzić, jak sobie Red radzi w każdej sytuacji. Obserwowałam, czy Red umie czerpać przyjemność z zabawy, czy nie wykazuje zachowań agresywnych… Red radził sobie ze wszystkim doskonale, ale zaznaczam jeszcze raz, do wszystkiego się przygotowywaliśmy. (Red jest cały czas obserwowany, jak i na co i w jaki sposób reaguje). Później do Patryka i Redzia dołączyła Busza, chwilami włączała się Abra… Red jak złapał piłkę, co któryś raz warknął na podchodzącą Buszkę, ale wszystko w normie. Obok biegającego za piłką Redzia, reszta dziewczyn (z wyjątkiem Miji, która wolała wszystko obserwować z bezpiecznej odległości) bawiła się w to co uwielbia, czyli przeciągały sobie sznur. Wszystkie psiaki ostro się wybawiły i wieczorem cała psia ekipa, jak zwykle padła ze zmęczenia. Oczywiście, oprócz zabaw, były też spacerki, które są bardzo ważne dla psów.

ZAUFANIE TO PODSTAWA.

Cokolwiek zamierzamy robić z psem, najpierw przekonajmy go do siebie, okażmy mu szacunek. Sprawmy, aby nam zaufał. Jeżeli nie uda nam się przekonać do siebie psa, to wszystko, co będziemy z nim robić, będzie aktem przemocy i wymuszaniem naszej woli na zwierzęciu, które nie chce robić tego, czego od niego oczekujemy…

TO NIE POWAGA…

Można byłoby napisać, że na zdjęciach widzimy „ poważnego” Redzia. Niestety tak nie jest. Redzio wabiony zapachami biegających zwierzątek, których o zmierzchu jest najwięcej, strasznie się pobudził i robił wszystko, aby namierzyć sobie cel… Bardzo ciężko było go przekierować na coś innego, co by go w ogóle zainteresowało. Gdyby nie był na smyczy, albo lonży, z pewnością bym go nie zobaczyła i mogłoby to się bardzo źle skończyć…Dlatego pies po takich przejściach nie będzie nigdy biegał luzem na otwartym terenie…

ZAWSZE DAJMY SZANSĘ I RÓBMY WSZYSTKO Z SERCEM I ROZWAGĄ…

Adoptując psa, zastanówmy się, co taki zwierzak czuje, jaki przeżywa stres. Zmienia się całkowicie jego otoczenie. Musi się do wszystkiego przyzwyczaić, oswoić z nowym miejscem. A na to wszystko potrzebny jest czas… Postarajmy się, aby na początku dać psu spokój. Spokojnie przyzwyczajajcie się do siebie. Róbcie wszystko tak, aby pies nie musiał wracać do schroniska z powodu problemu ze swoim zachowaniem. Dlatego tak ważny jest ten spokój… Jeżeli się postaramy, to będzie to obopólne szczęście. My będziemy mieć swojego czworonożnego przyjaciela, a on swojego człowieka i swój dom. Bardzo często adoptując psa, słyszymy w schronisku, że pies umie na zawołanie podać łapę, lub usiąść. Moja prośba, aby nie wymagać, chociaż na początku tego od psa. Ja osobiście nie wyobrażam sobie, że przyprowadzam do domu zestresowanego psa i każę mu cokolwiek zrobić. Podanie łapy do niczego nie jest mi potrzebne, a tym bardziej dla psa. Po czasie, jak nawiąże się między nami więź, możemy sobie to ćwiczyć. I na zakończenie…Jak się chce i potrafi, to można bardzo wiele. Dowodem tego są Redek i Mija, dwa moje psiaki, po tak różnych i ciężkich przejściach. Uwielbiam patrzeć, jak śpią obok siebie.

ZAJADAMY RAZEM SMACZKI. REDZIU I BUSZKA.

REDZIO W MIEŚCIE.

Redek miał dzisiaj dzień pełen wrażeń i emocji…Wybraliśmy się do miasta, pospacerować trochę w innym otoczeniu, wśród wielu ludzi, którzy mijali nas, wymachując torbami, jadąc wózkami, spacerując z małymi, krzyczącymi dzieciaczkami i co dla Redzia, najbardziej interesujące, spacerując z pieskami…Spotkaliśmy też trochę osób. Do domu chłopak przyjechał zmęczony, a ja zadowolona, że ze wszystkim poradził sobie dzisiaj bardzo dobrze…

MOJE ŚPIOSZKI – REDZIO I BUSZKA.

Patrząc na moje śpiące psie Skarby, strasznie się cieszę, że są one ze mną…Że mam w życiu taką, możliwość, że mogłam dać im dom… Że potrafię pomóc…Dla tych biednych psiaków, często po strasznych przejściach, nie ma nic cudowniejszego, niż ich własny domek i kochający je do granic możliwości opiekunowie…

SENS POMOCY.

Ostatnio zapytano mnie, jaki jest sens pomocy takim psom, jak Redzio, oczywiście z ciągłym podkreślaniem, że pitbulle to mordercy ludzi i zwierząt… Mogłabym odejść i nie dyskutować, ale uważam, że jeżeli widać szansę zrozumienia czegokolwiek po tej drugiej stronie, to trzeba tłumaczyć i obalać mity… Bullowate są wspaniałymi psami i to jak będą się zachowywać, w dużej mierze zależy od prawidłowej socjalizacji szczeniaka i jego właściciela. Ludzie nauczyli się opiniować, że za niewłaściwe zachowanie psa, winę ponosi jego rasa. Zapominają tylko, że to ludzie stworzyli rasy… Red gdyby był inaczej od szczeniaka prowadzony, nie zrobiłby tego, co zrobił… Z tego co się dowiedziałam i zresztą zaobserwowałam, to poprzedni „ właściciele” szczuli go na wszystko… Czy przez ich kretynizm i głupotę ten pies miał stracić życie? Faktem jest, że taki pies nie może i nie powinien być adoptowany przez pierwszy lepszy dom. Z takim psem trzeba umieć pracować, aby nie dopuścić znów do jakiegoś nieszczęścia… A ryzyko już będzie zawsze… Niestety, nie ma co się oszukiwać… Na dzień dzisiejszy jest dobrze, ale to dzięki naszej ciężkiej, przemyślanej pracy… Muszę ciągle obserwować i przyglądać się wielu rzeczom, tym bardziej, że w domu jest spory zwierzyniec… Nie można wprowadzać Redziowi wielu zabaw, które bullowate wychowywane właściwie od małego uwielbiają, ponieważ bardzo się nakręca i źle to na niego działa… Musimy robić wszystko bardzo rozważnie. Red nigdy raczej nie będzie „latał” luzem, ponieważ wiem, jak strasznie reaguje na jakiekolwiek zwierzęta, które gdzieś luzem przebiegają… Nawet, jak będzie miał założony na pycholu kaganiec, nie zaufam mu…Widziałam już co taki pies może zrobić nawet z założonym kagańem, więc po co kusić los i spowodować, że jeżeli coś się wydarzy, to wszyscy na tym bardzo ucierpią. Mój dom ma być dla Redzia przystanią do końca życia… Ma te życie przeżyć godnie i spokojnie, a ja jako istota bardziej myśląca, muszę czuwać nad wszystkim, aby było dobrze… Tak więc uważam, że jeżeli umiemy, potrafimy, to pomagajmy tym psom, bo warto. Nie piszę tego po to, aby się wywyższać, tylko po to, by przez nieumyślne zachowanie i traktowanie takiego psa po takich przejściach, nie dopuścić do następnego nieszczęścia… Widok śpiącego Redka, który tego co najbardziej potrzebuje, to spokój, bądź szczęśliwego, zadowolonego, jak wracam do domu, jest dla mnie bezcenny… Dla takich chwil warto żyć…

ROBI SIE CORAZ ZIMNIEJ I NIEKTÓRZY TEGO NIE LUBIĄ…

Pamiętajmy, że dni robią się coraz bardziej chłodniejsze. Wielu psom nie przeszkadza żadna pogoda, tak jak moim wszystkim dziewczynom, natomiast Redziu nie za dobrze to znosi, a do tego ma problemy ze stawami. Dlatego postanowiłam chociaż trochę opatulać Redzia. Na początku stopniowo i spokojnie przyzwyczajałam Redzia do chwilowego zakładania sweterka w domu, ponieważ różnie mógłby zareagować i nie od razu polubić… Dzisiaj, po naszych spokojnych ćwiczeniach w domu, Redziu maszerował zadowolony w sweterku. Widać, że jest mu w nim ciepło i fajnie…

SPACEREK.

Spacerek i zabawa w wykonaniu Buszki i Redzia, oczywiście wszystko pod kontrolą. 

OBSERWUJMY ZACHOWANIA PSÓW…

Jeżeli przebywasz z wieloma psami, bądź czujny i obserwuj ich relacje między sobą… Nigdy nie pozwól aby jeden pies traktował drugiego jak zabawkę. Często to, co wydaje nam się świetną zabawą, dla jednego z psów może być ogromnym stresem… Jak przyprowadziłam Reda do domu, bałam się o wszystko, o nas, o zwierzęta. Dużą niewiadomą było dla mnie spotkanie Reda i Miji. Mogłam wszystko zaprzepaścić, całą dotychczasową pracę z Miją, która z przerażonego, zlęknionego psa, stała się u nas pełnym radości psiakiem. Trwało to wszystko dość długo. A po jakimś czasie, jak Mijeczka na dobre odżyła, pani przyprowadziła do domu następnego psa i nie miała jak wytłumaczyć Miji, że tak musiała, że chciała uratować następne psie życie… Początki były bardzo ciężkie, ale o tym jeszcze będę pisać. Na dzień dzisiejszy, Mijka świetnie dogaduje się w domu z Redziem. Często śpią koło siebie. Ale to wszystko samo z siebie się nie stało. Cały czas wkładam we wszystko dużo pracy, obserwuję, analizuję i zdają sobie sprawę, że może być różnie…Całkiem inaczej sprawa ma się na spacerach. Staramy się raczej, aby Mija nie chodziła z Redkiem na spacery. Jeżeli już wszyscy razem idziemy, to dopóki psy idą koło siebie, jest dobrze. Ale widok biegającej i skaczącej Miji nie działa na Reda dobrze i jestem więcej niż pewna, że gdyby w tym momencie Red byłby puszczony luzem, czy nawet na lonży, zaatakowałby Miję… Dlatego zawsze zwracajmy uwagę na interakcję , jak wyglądają relacje psów i ich zabawy…

REDZIU W MIEŚCIE.

Redziu pozdrawia Wszystkich bardzo serdecznie  Ostatnio chłopak urzędował trochę z nami na mieście. Generalnie nie widzę potrzeby spacerowania z psem po mieście, ale cały czas realizujemy z Redziem plan pracy, który cały czas ustalam i modyfikuję pewne zachowania. Redziu dzielnie sobie radził, ale nie czuł się do końca komfortowo. Najbardziej źle reagował na remonty uliczne. Wiedział jednak, że cały czas jest z osobami, które go wspierają i dają poczucie bezpieczeństwa. Po całym miastowym spacerze, nie zauważyłam, aby u Redzia wystąpił duży poziom wzrostu stresu. Red wrócił do domu spokojny, opanowany i bez jakiegokolwiek rozdrażnienia.

REDZIU NAM SIĘ POCHOROWAŁ…

Ostatnio wszędzie dużo smutku i zmartwień…Nas też do dopadło…Smutek często towarzyszy człowiekowi w jego życiu, tak jak radość. Tak to już wszystko jest skonstruowane… Redziu od samego początku, jak jeszcze był w schronisku budził we mnie dużo wątpliwości dotyczące jego zdrowia. Był wychudzony, bardzo brzydko poruszał się. Zdawałam sobie jednak sprawę, że być może być to efektem jego poprzedniego żywienia, trzymania go nie wiadomo gdzie… Po zabraniu go ze schroniska zrobiłam mu kompleksowe badania, które nie wykazały nic złego. Redziu od początku był niejadkiem. Też na początku mogło tak być, ponieważ po prostu mógł nigdy nie być karmiony, tym czym ja go karmiłam i mógł wielu smaków nie znać. Długo na początku był karmiony z ręki z wielu względów. Miał tez problem z pilnowaniem miski. Ja kupowałam dla Redzia wszystko co najlepsze aby chłopak nabrał siły. Specjalistyczna sucha karma musiała być wymieszana z mokrym, bo inaczej Redziu nie ruszyłby jej. Od początku też nie przepadał za piciem wody, ale pił…Po drodze od pierwszych badań, miał zrobione następne, ponieważ martwiło mnie, że dość często zaczął wymiotować. Wyszedł spadek magnezu, który mógł być spowodowany wymiotami. Zaczęłam podawać chłopakowi magnez.
Ostatnio zaczęłam przyglądać się jeszcze bardziej Redziowi. Zaniepokoiło mnie najpierw to, że Redziu przestał jeść suchą karmę, zlizał tylko mokre i to wszystko. Nie chciał też swoich ulubionych smakołyków, tych twardych. Brał, zaczynał gryźć i przestawał. Sprawdziłam mu dziąsła, zęby, wszystko na mój rzut okiem dobrze, chociaż nie pasował mi jeden fafel, tak jakby nie miał czucia… Redziu od samego początku lubił spacerować a w domu dużo spał. Nie było też dla mnie to dziwne, ponieważ Redziu nie jest już młodzieniaszkiem, a poza tym patrząc na niego, widać, że życie dało mu mocno w kość. Cieszyłam się nawet, że teraz ma taki spokój i może sobie spać do woli. Moja rodzina została przeze mnie dokładnie przygotowana i cały czas sprawuję nad tym kontrolę, jak żyć z Redziem. Redzik nie raz w dziwnych sytuacjach pokazywał zęby, warczał. Niestety to „efekty” jego poprzedniego „wychowania”. Zawsze powtarzam, że jeżeli mamy u siebie w domu psa po przejściach, musimy być bardzo rozważni i obserwować. Możemy chcieć nie wiadomo jak najlepiej, ale musimy pamiętać, że do psa wracają złe skojarzenia, jakie miał ze swoimi poprzednimi „właścicielami”. Możemy coś nieświadomie robić, wykonywać jakieś czynności, które wykonywał wcześniejszy „opiekun”, po których zaczynał bić psa…I pies to pamięta… Wiemy, co robić, jak Redzik zaczyna nagle warczeć, ale ostatnio wszystko się bardzo nasiliło. Redziu przebudzał się, trząsł się, zaczynał warczeć i chciał atakować tak po prostu bez niczego…Zachowywał się, jakby tracił kontakt z rzeczywistością. Dziwna sytuacja, to na dworze i w domu, tak jakby były dwa różne psy…Na spacerze dobrze w domu dziwnie… W ostatnich dniach wszystko się nasiliło. Red nie chciał jeść, nie pochodził do miski z wodą. Obserwowałam wszystko, czy coś go nie przestraszyło, czy nie kontroluje go któraś z suczek, bo bardzo często takie rzeczy mają miejsca, gdy w domu jest większa grupa psów. Ale nic z tych rzeczy. Wszystko było cały czas tak samo. Strasznie mylnie działało to wszystko, że na spacerze zachowywał się normalnie, żadnych objawów choroby… Ale ja już wiedziałam że dzieje się niedobrze. Nawadniałam Redzia strzykawką, sprawdzałam co chwilę opad skóry na karku…Pojechaliśmy na badania… Redzik pół dnia był badany, ponieważ bardzo dziwne rzeczy zaczęły się dziać w jego organizmie. Badania znów wyszły dobrze, ale niestety serduszko Redzia źle pracuje…Może to być podyktowane wieloma innymi stanami chorobowymi. Obawiam się też o wiele rzeczy. Redzik nie do końca kontroluje siusianie. Miał w sumie z tym problem, od kiedy u nas zamieszkał, potrafił w domu nasiusiać, ale nie przejmowałam się tym, bardziej myślałam, że on nie został tego nauczony, aby w domu się nie załatwiać. Ostatnio niestety wszystko się bardzo nasiliło…Przed nami od poniedziałku następne badania i konsultacje… Będę walczyć o chłopaka… Przyglądając się całej sytuacji z moim Redzikiem, nasuwa mi się też to, jak często są źle psy opiniowane i diagnozowane. Nasz Redzio nie zaczął się tak zachowywać, bo mu się tak zaczęło chcieć…Ilu w danym momencie pomyślałoby głupio że pies wydziwia, że chce czymś zawładnąć, kogoś ustawić, warcząc…Nic bardziej bzdurnego i mylnego. Pies zaczął się tak zachowywać, bo zaczął cierpieć i jest chory…Czuje dyskomfort z którym nie umie sobie poradzić…Dlatego obserwujcie swoje psy, patrzcie, czy im coś nie dolega…Pies niestety nie umie nam powiedzieć, czy coś mu jest… Jest zdany tylko na nas…

Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby nasz kochany Redzik poczuł się lepiej. Redzik od paru dni dostaje leki. Tak jak potwierdziły powtórne badania, Redzik ma chore serduszko i kłopoty urologiczne. Bardzo się martwiłam, czy organizm Redzia przyjmie silne leki, ponieważ była obawa, że może je odrzucić. Ale mija kolejny dzień i mój kochany chłopak nie wymiotuje już. Z siusianiem ma dalej duże problemy, nie wytrzymuje po prostu i siusia. Czekam spokojnie, aż się wysiusia, żeby go nie stresować i sprzątam. Jest to dla niego duży dyskomfort i nie czuje się z tym dobrze, ale to jest silniejsze od niego. Bardzo się cieszę, że Redzik zaczął jeść, natomiast nie chce pić czystej wody. Próbowałam już wszystkiego, zmiany misek, naczyń, plastikowych pudełek, bezpośrednio z butelki, wody mineralnej, przegotowanej. Rozstawiałam wszystko w różnych miejscach i nic. Moja bratowa przywiozła ostatnio dla Redzia fontannę dla psów i kotów i też niestety nic…Ale nie poddaję się i cały czas chłopaka nawadniam. Miksuję jedzonko z wodą, gotuję wywary, które mieszam też z wodą i Redziulek takie coś wypija, co mnie ogromnie cieszy. Chodzimy z Redziem na spokojne spacerki. W domu chłopak wypoczywa sobie w ciszy i spokoju. Patrząc na Redzika mam wrażenie, że poczuł się troszeczkę lepiej. Bynajmniej o niczym innym w tej chwili nie myślę i nie marzę…

To, co często powtarzam… To my ludzie powinniśmy uczyć się wielu zachowań od zwierząt… Abrusia i Buszka cały czas przebywają w pobliżu chorego Redzia, tak od siebie… Bezinteresownie.

CIESZMY SIĘ KAŻDĄ CHWILĄ ŻYCIA… 

Wczoraj zabrałyśmy z Kasią, Buszką i Roxulą Redzika na spokojny spacer do parku. Długo z Redzikiem nie chodziłyśmy, ponieważ chłopak nie może nam się teraz przemęczać. Spacerki musi mieć spokojne z przerwami na odpoczynek. A nasz Redzik tak jak i cała reszta naszych psiaków, uwielbia spacerować… W domu chłopak od razu się kładzie i śpi… Wtedy niestety mocno widać, jak bardzo zachorował… Chciałabym tego nie widzieć i łudzić się, że jest inaczej, ale niestety tak nie jest… Dzisiaj wyjeżdżaliśmy na następne badania, które niestety nie są dla nas pomyślne… Jest podejrzenie jeszcze białaczki limfatycznej… W poniedziałek znów meldujemy się w lecznicy… Strasznie, strasznie nie mogę się pogodzić z tym, że Redzik tak zachorował. Staram sobie to wszystko jakoś poukładać i wytłumaczyć, bo jest mi bardzo ciężko, ale to wcale nie jest takie proste. Zdecydowanie jest się bardziej odważniejszym i inaczej się mówi, jeżeli mówi się o nie swoim psie. Widok i przebywanie z chorym psem jest dla właściciela bardzo smutny. Czuje się straszną niemoc, bo tyle chciało by się zrobić, tak bardzo pomóc… I ta straszna myśl, która w takich sytuacjach pojawia się jak zły duch… Dzisiaj usłyszałam, że ktoś tam na górze nieźle kombinuje… I nie bez przyczyny trafiam na zwierzęta, które potrzebują pomocy. Dzięki temu chory Redzik „choruje godnie”. Ma zapewnione wszystko, co najlepsze. Ogrom naszej miłości do niego przeplata się z bardzo troskliwą opieką o niego i zapewnieniem mu wszystkiego, co tylko potrzebuje… Ja też wiem, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny… Mimo tego całego smutku i zmartwienia, ciągle powtarzam sobie, że to tylko zły sen, który zaraz minie i niedługo będziemy cieszyć się z Redziem z nadchodzącej wiosny…

Wczoraj przywiozłam Redzia z kliniki, gdzie przebywał i przeszedł specjalistyczne badania, które w końcu wyjaśniły zły stan Redzia. Wcześniej było wiele podejrzeń, wiele diagnoz błędnych. Redziu w klinice miał zrobioną tomografię komputerową, która niestety wykazała dwucentymetrowego guza przysadki mózgowej. Stąd, oprócz złego samopoczucia, łysienia, te wszystkie dziwne zachowania. Przysadka mózgowa odpowiada za tak wiele rzeczy… niestety… I niestety nie można tego operacyjnie usunąć. Wypłakałam już morze łez. Momentami wstydzę się, że nie potrafię być silniejsza. Obiecuję sobie, że już przestane, ale niestety, to jest silniejsze ode mnie… Musze się jednak wziąć w garść, bo takim zachowaniem nie pomogę Redziowi, ani sobie. Do tego cierpi też moja rodzina i mój pozostały zwierzyniec. W tych trudnych chwilach bardzo dziękuję tym Wszystkim, co nas wspierają… Na dniach ma przyjść odpowiedź na wyniki po badaniach z Niemiec, czy będzie można zastosować u Redzika chemię. Od dzisiaj obiecałam sobie, że przestane się mazgaić (strasznie bynajmniej będę się starać) i cieszę się z każdego dnia spędzonego z Redzikiem. Mimo wielu przeciwności, Redzik bardzo chce żyć. Tak bardzo uwielbia spacery… Ja nieustannie liczę na cud…

KIEDY ZROBIŁAŚ WSZYSTKO I JUŻ NIC WIĘCEJ NIE MOŻESZ…

Dla każdego opiekuna, któremu na sercu leży dobro jego psa, robi się bardzo przykro i smutno, gdy jego przyjaciel zaczyna chorować. Najboleśniejsze jest to, jeżeli choroba jest nie do wyleczenia… Tak jak w wypadku mojego Redzia. Niestety u Redzika nie można zastosować żadnej chemii… Strasznie we mnie uderzyła ta wiadomość. Żal, płacz, mimo że już sobie obiecałam, że nie będę. Niestety, to jest silniejsze… Ale dużo też rozmyślałam i dzięki wielu wspaniałym osobom z którymi jestem, wiem że trzeba iść dalej, mimo wielu przeciwności… Pewnych rzeczy w życiu nie zmienimy, choćby nie wiem co. Wiem to na swoim przykładzie… Ja sama zresztą też tłumaczę innym w potrzebie i ich pocieszam, jednak jeżeli człowiek spotyka się z tym czymś centralnie, nie jest już taki “mądry”… Tak piszę o tych łzach. Ale jak pomyślę, jak walczę o Redzia o każdy następny dzień, to muszę sobie powiedzieć to, co mówią mi inni naokoło, tylko ja sama jakoś tego nie widzę… To, że mimo płaczu, jestem silnym człowiekiem i zrobiłam i robię bardzo dużo dla tego mojego Rudaska. Ktoś może sobie pomyśleć, że może po co męczyć psiaka. Mi też momentami przychodzą takie myśli, ale szybko uciekają, jak widzę te oczy pełne miłości wypatrzone we mnie, ten pycholek, który wtula się w moją szyję najmocniej jak się da i tą wielką chęć życia, mimo wszystkich przeciwności. Tą radość na spacerze… Walczymy dzielnie ze wszystkim. Redzik od miesiąca nie pije wody. Przez guza i przez spustoszenia jakie spowodował, nie czuje on żadnej potrzeby pragnienia. Zaczynają się też problemy z jedzeniem, ale siedzimy sobie razem przy misce, proszę Redzia żeby jadł, zachęcając go przy tym i po chwili Redzik zaczyna coś sobie przypominać, że warto zjeść. Przygotowuję specjalne papki, aby jak najwięcej organizm otrzymał wody. Już miesiąc, jak nam się to udaje. Na dniach wyjeżdżamy do kliniki, aby sprawdzić, na jakim etapie swojego okrucieństwa jest ten znienawidzony guz. Wiem, że muszę się przygotować na najgorsze. Cały czas mam nadzieję a raczej się łudzę. Doskonale zdaję sobie sprawę czym jest guz przysadki mózgowej a mimo to ciągle od siebie to wszystko odpycham. Napisałabym, że cieszę się z każdej chwili spędzonej z Redziem, ale ja zawsze cieszę się z tego, że moje psiaki są przy mnie…

RAZEM NA DOBRE I NA ZŁE…

W środę wyjeżdżaliśmy z Redzikiem do kliniki. Red miał powtórzony tomograf głowy i wszystkie badania. W tym znienawidzonym guzie zrobiła się torbiel. Wyniki tak samo nie za dobre. Redziu miał straszny problem z wybudzeniem się. Dostał wybudzacze i nic. Wszyscy go w klinice masowali, wybudzali a Redzik nic… W końcu poproszono mnie, abym pobyła z nim… Masowałam, głaskałam, mówiłam i nic. Pani doktor postanowiła, żebyśmy Redzika spróbowały przytrzymując postawić, czy w ogóle będzie próbował utrzymać się chwilę na łapach. Redziulek stanął na chwilę, posiusiał się, kawałek próbował trzymany przejść i znów próbował się położyć. Wszystko było niepokojące, ale tego w sumie mogliśmy się spodziewać. Lekarze chcieli, aby Red jeszcze pobył, ale ja chciałam go już zabrać do jego domku. Ubrałyśmy z bratową Redzika w jego płaszczyk, szeleczki i tak podtrzymywanego zabrałyśmy. Posiusiał sobie jeszcze na dworze i ruszyłyśmy w podróż powrotną. Redzik opatulony kocami spał przez wszystkie godziny jazdy. Co chwilę obracałyśmy się zaniepokojone i patrzyłyśmy, czy Redzik żyje. Miałam duszę na ramieniu i bałam się, strasznie się bałam, czy dowieziemy do domu żywego Redzika. Przed Szczecinkiem Redzik podniósł głowę i zaczął się rozglądać. Jak dojechaliśmy do domu, wysiadł o własnych siłach z samochodu i szczęśliwy zaczął biegać po podwórku. Wbiegł szczęśliwy do domu, przywitał się z dziewczynami i poszedł spać. Wstał dopiero na drugi dzień. Miał straszny kryzys, nie chciał jeść, dopiero pod wieczór pomalutku zaczął. Dzisiaj apetyt Redzikowi dopisuje, pobiegał też szczęśliwy na podwórku. W domu przeważnie śpi. I tak to wszystko wygląda… Nic już więcej dla Redzika, jeżeli chodzi o leczenie, zrobić nie mogę. Zrobiłam nawet ponad… Lekarze potwierdzili, że wiele psów niestety nie dożyłoby nawet tego momentu, ponieważ przy piątce psów nie każdy właściciel zauważyłby że Redzik nie pije wody, tym bardziej że on podchodził do miski z wodą. Ale tylko podchodził i się zawieszał nad tą miską. Ja, jeżeli chodzi o zwierzęta, ciągle obserwuję i rzadko coś umknie mojej uwadze. Od miesiąca udaje mi się utrzymać nawodnienie organizmu na takim samym poziomie. Redzik niestety schudł. Nowotwór robi swoje. Na dzień dzisiejszy, strasznie się cieszę, że Redzik jest z nami. Leży sobie na sofie i czasami zerka na nas tymi swoimi cudownymi oczami. Jest mu ciepło i ma zapewnione wszystko, co najlepsze. Musimy, wszyscy w domu oswoić się, że to zło może przyjść nagle. Ale ciężko nam o tym myśleć, tym bardziej że Red nie leży na dzień dzisiejszy obłożnie chory. Nie jestem wariatem i na pewno w takim stanie nie męczyłabym psa i dała mu godnie odejść. Redzik jak na razie chce żyć i chce z nami być. A my strasznie się z tego cieszymy. Przede wszystkim z tego, że jest przy nas, że ma przy sobie kochających go ludzi, którzy kochają go ponad życie… Że nie choruje i nie odchodzi gdzieś sam opuszczony w schroniskowych murach… Adopcja Redzika była dla mnie czymś najwspanialszym, co mogłam zrobić… I gdybym mogła cofnąć czas bez wahania zrobiłabym to jeszcze raz…

WALCZYMY DZIELNIE ZE WSZYSTKIM.

Redzik od miesiąca nie pije wody. Przez guza i przez spustoszenia jakie spowodował, nie czuje on żadnej potrzeby pragnienia. Zaczynają się też problemy z jedzeniem, ale siedzimy sobie razem przy misce, proszę Redzia żeby jadł, zachęcając go przy tym i po chwili Redzik zaczyna coś sobie przypominać, że warto zjeść. Przygotowuję specjalne papki, aby jak najwięcej organizm otrzymał wody. Już miesiąc, jak nam się to udaje.

https://youtube.com/watch?v=RRNS_74SfbI

MÓJ KOCHANU REDZIO WCZORAJ WIECZOREM OPUŚCIŁ NAS PRZEGRYWAJAC WALKĘ Z OKRUTNĄ CHOROBĄ…

POZOSTAWIŁ W NASZYCH SERCACH OGROMNY SMUTEK I ŻAL… TYLE OSÓB ZA TOBĄ TĘSKNI…

DOPÓKI MOJE SERCE BĘDZIE BIŁO, TY REDZIKU, JAK WSZYSCY MOI BLISCY BĘDZIECIE W NIM ZAWSZE…

Bardzo, ale to bardzo boli każde odejście kogoś bliskiego. Jest rozpacz, żal, smutek, potem staramy się (musimy) wrócić do codziennego życia… Dookoła jest tyle istot, które nas potrzebują. Stoczyliśmy z Redzikiem ogromną walkę o “być, albo nie być” od samego początku jak trafił do schroniska. Teraz tego miejsca nienawidzę i żałuję że tam byłam (oczywiście wszystko przez niektóre osoby będące tam), ale cofając się wstecz jestem bardzo szczęśliwa z “kiedyś”, że tylu psiakom pomogłam i że dawałam im tyle radości, ile tylko mogłam dać. Nie było psa, który by na mnie nie czekał, jak codziennie przyjeżdżałam do schroniska. W tym Mój Redzik, z którym zaczęłam nawiązywać więź, opartą na szacunku. Nasze początki były bardzo ciężkie, ale pomalutku, spokojnie wychodziliśmy na prostą. Jak trafił Redzik do schroniska, miałam pod sobą paru podopiecznych, których resocjalizowałam i to z bardzo dobrym skutkiem, jeżeli chodzi o warunki schroniskowe. Pamiętam, że padło pytanie, czy dam jeszcze radę zająć się Redziem… Gdyby nawet nie padło i tak bym wszystko zrobiła, żeby chłopakowi mądrze pomóc. Pamiętam, że został on wtedy, jak trafił z interwencji pokazany przez jedną osobę na Facebooku na stronie schroniska. Jak standardowo bywa, dużo facebookowych “miłośników” „ochało”, „echało”, poklikało i wsio… A ja przyjeżdżałam po pracy do niego i innych psiaków codziennie i jestem z tego bardzo dumna. Zresztą, kto mnie zna ten wie, że zawsze wolę konkretnie działać i faktycznie pomagać psiakom w realnym życiu. Nie znoszę obłudnych, zakłamanych ludzi, którzy udają “miłośników” zwierząt, przeważnie siedząc całe dnie na portalach… Po czasie „bum” i odeszłam z zakłamanego miejsca, dostając „w gratisie” jeszcze więcej świństw, niż dostawałam będąc tam… Wtedy bardzo tęskniłam za tymi wszystkimi zwierzakami w schronisku, bardzo się o nie martwiłam, bo wiedziałam jak tam jest rzeczywiście… Nie ze zdjęć, nie z opisów, ale z tego, że przez parę lat byłam tam dzień w dzień… Nie mogłam przestać myśleć o Redziu, który tam został i który szybko wróciłby do tego co było bez profesjonalnej opieki i pracy z nim… Mimo wielu zagrożeń postawiliśmy z mężem wszystko na jedną kartę i zabraliśmy Redzia do nas do domu. Po Redzia poszedł mój mąż do schroniska. Ja po tym wszystkim, co tam przeszłam, nie mogłam nawet w stronę schroniska patrzeć. Mało tego, parę dni po adopcji Redzia – bardzo trudnego psa, który był dla wielu ciężarem w schronisku, jak to mówili i demonstrowali, “kółeczko wzajemnej adoracji”, czyli „miłośniczka” na pensji i za pieniądze innych wraz wtórującą jej grupką użyły swoich znajomości i byłam wzywana bezpodstawnie na policję… Po rozmowie z prawnikiem miałam to wszystko rozruszać, ale wyszłam jak zawsze z założenia, że kto mnie krzywdzi, sam to odczuje na własnej skórze… Ta która miała ze mnie najwięcej korzyści, bo nie tylko zwierzaczki miały ze mną dobrze, próbowała mnie wszędzie oczernić, wymyślała kłamstwa, pisała na mnie na uczelnię, do moich znajomych, tworzyła o mnie fałszywe wydarzenia i kłamała, kłamała, podle kłamała… Dostała w końcu pismo od adwokata i ostrzeżenie jak dalej się sprawy potoczą, jeżeli będzie tak szkalowała moje dobre imię. Za moimi plecami ciągłe świństwa, a ja skupiłam się bardzo mocno na moim Redziku. Tak dzielnie razem się staraliśmy, żeby wszystko było dobrze. Tyle pracy… I tak ładnie wyszliśmy na prostą. Dzięki przemyślanej resocjalizacji, zaufaniu, szacunku. Bywałam z Redzikiem wszędzie. Pokazałam mu tyle wspaniałych miejsc… Miałam tyle planów… I w styczniu dowiedziałam się, że mój Redzik jest śmiertelnie chory… Z wielu przyczyn lekarze rozważali eutanazję już w styczniu… Dla mnie było ważne na wtenczas, czy Redzika to nie boli i czy się jeszcze nie męczy… Walczyliśmy, bardzo, bardzo… Nikt nie dowierzał, że Redzik da radę jeszcze tyle przeżyć z takim dużym guzem… Bez uczucia pragnienia, nie pijący sam wody… Redzik od momentu postawienia diagnozy bardzo cieszył się jeszcze wszystkim. Strasznie chciał żyć… Ostatnie trzy dni przed odejściem były już przerażające… Chciałabym ich nie pamiętać… Tylko te radosne, te szczęśliwe… Redziku, na każdym kroku widzę wszędzie Ciebie… Teraz Ridzię oprowadzam tam, gdzie Ty i reszta naszych dziewczyn czerpaliście radość z życia… Wiem, że gdzieś na nas patrzysz i cieszysz się, że uratowałam następne psie życie…