NIE MĘCZ PSA PO PRZEJŚCIACH.
Często znajdujemy się gdzieś w różnych miejscach, w których przebywają psy po przejściach. Często też wiele ludzi adoptuje takie psy, których przeszłość nie jest znana.
Jeżeli potrafisz, to pomóż mu.
Kilka lat temu, przez parę lat prawie codziennie pomagałam w schronisku dla zwierząt. Miałam pod opieką psy, przeważnie bullowate. Starałam się pomóc tym psom, jak tylko mogłam. Podeszłam do tego bardzo ambicjonalnie. Wszystko, co robiłam, bardzo analizowałam. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że każdy pies jest inny, każdy potrzebuje czegoś innego. Dla wielu na początku te psy kojarzyły się z agresywnymi, a ja wiedziałam, że one potrzebują pomocy, zrozumienia i mądrego prowadzenia.
Zanim zaczęłam pracować z takim psem, nawiązywałam z nim więź.
Pokazywałam takiemu psu szacunek i dawałam do zrozumienia swoim zachowaniem, że nic mu z mojej strony nie grozi. Wszystko to odbywało się zawsze w dużym spokoju. Takie zachowanie pozwalało mi przyglądnąć się psu i pomóc mu. Przygotować go do dalszej drogi, tej docelowej, na której końcu jest ten kochający dom. Dla mnie psiak po przejściach, był zawsze bardzo ważny. Była to żywa istota, która potrzebowała pomocy, nie maskotka, którą można się zabawić i rzucić w kąt, jak niepotrzebną zabawkę.
Psy poprzejściach, potrzebują profesjonalnej pomocy.
Piszę to wszystko po to, aby wielu, którzy są przy tych zwierzętach, zrozumiało, że te psy, szczególne te po strasznych przejściach, potrzebują profesjonalnej pomocy. Szczególnie te, które z góry są źle zrozumiane i uznane za „agresory”. Taki pies nie potrzebuje na pewno, aby wymuszano na nim na przykład podanie łapy, obrotu, aportu, ósemeczki czy też innych ludzkich fanaberii. Jak najbardziej jestem za nauką psiaków, ale psiaki z problemami potrzebują czegoś innego. Przynajmniej na początku. Mało tego, często to może spotęgować jego agresję, ponieważ ma on z człowiekiem złe skojarzenia. To my musimy mu pomóc na nowo zaufać człowiekowi.
Tak też było z moim Redziem.
Redzio trafił do schroniska, po ostrej aferze. W schronisku, jak wiele psów, nie mógł się odnaleźć. Warczał, bał się. Wielu powiedziało: „agresor, bo zagryzł psa”. A ten pies nie był niczemu winny. Tak został „wychowany”. Pomalutku zaprzyjaźniliśmy się. Podczas spacerów, dużo Redziowi pokazywałam, najwięcej pracowaliśmy nad tym, żeby zrozumiał, że jego życie nie ma polegać na zagryzaniu innych. Starałam się przekierować jego napady ataku na zwierzęta, na całkiem inne normalne zachowanie. Na początku Redziu nie wiedział, co to spacer, a ja kompletnie się nie liczyłam. Najważniejsze dla niego, to było namierzenie celu, który najlepiej zabić. I co na to ja? Nie musztrowałam go za to, nie wymuszałam na nim nic. Zresztą nigdy z żadnym psem tego nie zrobiłam i gardzę tymi, którzy tak postępują z tymi psami. Nie przyszło mi też do głowy, aby coś na nim wymuszać. Kazanie zrobienia czegoś na siłę psu, to awersja. Celem rehabilitacji takiego psa, to przede wszystkim koncentracja na tym psie i dobro tego psa.
Ja zaczęłam się z nim komunikować i wchodzić w interakcję. Marzyłam, aby tak mu pomóc i tak go przygotować, aby miał szansę na adopcję. Z różnych względów odeszłam ze schroniska i przestałam w nim pomagać. Wszystkim moim psiakom nie dałam rady pomóc. Zabrałam Redzia, który bez mądrego traktowania i prowadzenia nie miałby szansy na adopcję. Ryzykowałam bardzo dużo, ponieważ miałam na tamten czas już spory zwierzyniec w domu. Jedno powiem, było warto. Pamiętajmy, psy „agresywne” proszą o pomoc. One potrzebują pomocy. Mądrej pomocy.